Forum www.wilki1412.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

KP Shatori'ego

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.wilki1412.fora.pl Strona Główna -> Samotnicy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Shatori
Gość





PostWysłany: Sob 14:47, 30 Lip 2011    Temat postu: KP Shatori'ego

Imię: Shatori
Wiek: Półtora roku.
Wataha: Samotnicy.
Historia postaci:
„Chciałbyś wiedzieć kim jestem, skąd pochodzę, jaki byłem w przeszłości? Nie…? Tak myślałem.”

Urodziłem się w Puszczy Czerwonych Konarów. Moje przyjście na świat było pełne udręki, zarówno dla matki jak i ojca. Ona młoda wilczyca, ledwo dorosła. Ponadto cierpiała na dziwną wadę genetyczną, o której nigdy nie wspominała. On poważny już basior, liczący sobie pięć wiosen. Wygnaniec, była alfa Watahy Poranka.

- No dalej Leira, uda ci się! – motywuje partnerkę Sherkan, nerwowo chodząc wokół niej. Jego serce krwawi, gdy patrzy jak wadera zwija się z bólu.
- Jest dobrze… wytrzymam… auuu!
Te cierpienia są potworne. Kilkuminutowe spazmy, na całej długości brzucha. Powolne, nasilające się kłucie, które ustaje by wrócić ze zdwojoną siłą. Gdyby tylko była w pełni sprawna fizycznie. Gdyby nie posiadała tej osobliwej dysfunkcji…
- Proszę cię mała, wytrzymaj… - prosi basior. Po raz pierwszy w życiu po jego pysku spływa łza. Kocha tę wilczyce nad życie, a przecież mogłaby być jego córką, ba – wnuczką! Mijają minuty pełne bólu i udręki. Czas leci. Tik-tak, tik-tak…
Nagle las przeszywa mrożące krew w żyłach wycie i jest! Mały, niepozorny szczeniak. Leira oddycha chrapliwie, zziajana i ledwo żywa. Krwawi. Sherkan powinien iść po lekarza, ale nie potrafi zostawić partnerki samej. Nie teraz.
- Leiro, kochanie? – mówi cicho, trącając ją nosem.
- Nic mi… nic mi nie jest… - zapewnia go wadera. Zmęczona ale i szczęśliwa. Liże swoje nowo narodzone dziecko. Nie oczekuje ich więcej, spazmy minęły. Teraz musi tylko odpoczywać. Długo odpoczywać.


Co jak co, ale narodziny miałem spektakularne. W każdym razie matka doszła do siebie, bez pomocy medycznej. Po bodajże trzech miesiącach, postanowiła mnie przestawić swojej watasze. Tak. Tej samej, z której mój ojciec został wygnany. Twierdziła, że tak będzie dla mnie najlepiej, gdy od samego początku nauczę się życia w stadzie, pod komendą alfy. Czy miała rację? Może i tak. Nigdy się tego nie dowiedziałem.

- A dzisiaj Shatori, poznasz swoją rodzinę. – tłumaczy Leira swojemu synowi, którego dużo bardziej niż słuchanie matki absorbuje polowanie na motyle. Stoją na granicy Puszczy Czerwonych Konarów i Krainy Światła. To tam swoją siedzibę ma Wataha Poranka.
- Eee…? Lodzine? Ale psecies ty i tatuś – Selkan, to moja lodzina. – stwierdza wilczek z całą prostota na jaką go stać, nie odrywając wzroku od swojej przyszłej ofiary.
- No tak, no tak, ale tutaj poznasz wilki w twoim wieku i będziesz mógł się z nimi bawić. – wyjaśnia cierpliwie wilczyca.
- A cemu tatuś nie idzie z nami?
Hop! Łup! I już siedzi na kamieniu trzymając owada między łapami.
- Wypuść tego motyla. A tatuś nie idzie bo… nie ma czasu.
To jest oczywiście kłamstwo. Sherkan jako wygnaniec ma zakaz wstępu na teren Krainy Światła.
- Aha. Dobze. – stwierdza Shatori, niczego nie podejrzewając. Rozluźnia uścisk, a szczęśliwy motylek, znów może się cieszyć wolnością.

***********************************************************************************************************
- Cholelcia, ale tu golonco.
- Shatori! Kto cię uczy takich brzydkich słów! – oburza się Leira. Musi zrobić dobre wrażenie na nowej alfie Poranka, a syn wcale jej w tym nie pomaga.
- Tata tak mówi jak jest zły. Mówi jesce pale innych słów, powiedzieć?- pyta wilczek z charakterystyczną dla siebie prostotą.
- Nie, nie! Nie mów lepiej. – matka szybko go ucisza. I już zbliża się do nich przywódca watahy. Basior niewiele starszy od niej.
- Leira, jak miło cię widzieć! – wita wilczycę wylewnie, szczerząc kły w uśmiechu. Jest szczery? Wątpliwe, biorąc pod uwagę fakt, że odrzuciła jego zaloty, wybierając Sherkana.
- Mnie też miło cię widzieć, Blader. – stwierdza oschle, nie potrafiąc wykrzesać z siebie cienia sympatii. Nie po tym, jak wygnał jej ukochanego z watahy.
- Och nie przedstawisz mi swojej pociechy?
Basior robi krok w przód, wciąż nie przestając się uśmiechać. Młody wilczek, który dotychczas krył się w cieniu matki, wychodzi i z ciekawością przygląda się alfie.
Te oczy! Dokładnie w takim samym odcieniu jak oczy Sherkana. Grymas nienawiści wykrzywia pysk Bladera.
- Dzień dobly panu, mam na imię Satoli. – przedstawia się grzecznie, nieświadom odczuć rozmówcy. Matka boi się, lecz nie wie jak go ochronić. Wie, że zostanie zmieszany z błotem.
- Seplenisz? – pyta retorycznie przywódca, parskając śmiechem. – Mówiłem ci Leiro, że twój związek z Sherkanem nie zaowocuje niczym dobrym.
Ten lekceważący ton. Ta duma. Ta wyższość.
- Nie wiem o cym pan mówi. Tata jest baldzo fajny. – oburza się Shatori. Nie ma pojęcia, że w tym wypadku nie powinien się odzywać.
- Naprawdę? Posłuchaj mnie mały. Twój tata to ścierwo. Wyrzutek! Wygnaniec!
- Przestań Blader! – wrzeszczy wilczyca, stając między nim a synem. Chwilę mierzą się wzrokiem, lecz po chwili Leira odpuszcza.
- Nie wygrasz ze mną. Powinienem cię wygnać, jak tylko związałaś się z ta miernotą. Cóż, nadrobimy to teraz. Masz dożywotni zakaz wchodzenia na teren Kariny Światła!
Ten władczy rozkaz alfy… Cóż zrobić, jak nie ugiąć się pod jego mocą?
- Bo co? – pyta odważnie wilczyca i od razu wie, że popełniła błąd. Blader groźnie obnaża kły, a z głębi jego gardła dobywa się bulgoczący warkot.
- Zabiję cię. – grozi władczo. Na pewno nie żartuje. Nagle, obok jego nóg, pojawia się mała wilczyca, na oko w wieku Shatori’ego. Trąca ojca łapą, a gdy ten się nachyla, szepcze:
- Tato, ten mały wilczek jest fajny. Mogę się z nim pobawić? – pyta, nieświadoma panującej sytuacji. Typowe „niech dorośli się kłócą, ja mam ciekawsze rzeczy do roboty”.
- Nie, nie możesz! - gwałtownie protestuje alfa. – Wracaj do matki. – nakazuje, a wilczyca wycofuje się, nie spuszczając z oczu swojego rówieśnika.
- Chodź Shatori, idziemy. – mówi dumnie Leira, nie dając po sobie poznać, jak bardzo zabolało ją wyrzucenie z watahy. Niech Blader nie ma tej satysfakcji.
- Ale dlacego mamusiu? I cemu nie mogę się pobawić z tamtą wilcycą?

Ale ja byłem słodki! Szkoda, że Blader tak nie uważał. W każdym razie, moja matka strasznie ubolewała nad tym, że zostaliśmy wyrzuceni. Cóż. Żyło nam się dobrze. Ojciec dwoił się i troił, żeby zapewnić nam dostatnie życie. Mnie jednak doskwierała samotność i nie mogłem zapomnieć o tamtej wilczycy. Byłaby z niej świetna partnerka do zabawy! Mało mnie obchodziło, że to córka alfy. Była w moim wieku i to się liczyło. Gdy skończyłem pół roku i byłem trochę-większym-szczeniakiem, niemalże nastolatkiem, postanowiłem udać się na granicę. A nuż spotkam kogoś z kim mógłbym się zaprzyjaźnić?

Hop, śmig! Między trawami, za kamieniem, obok drzewa. Shatori jest ostrożny. Pamięta, że może tu spotkać wilki które chcą jego śmierci. Jest przecież wygnańcem, tak jak jego ojciec.
Jeszcze kilka metrów w przód - wciąż w ukryciu i nareszcie! Znalazł się na granicy Puszczy Czerwonych Konarów i Krainy Światła. Ostrożnie wychyla łeb zza obszernego głazu i przeczesuje wzrokiem okolicę. Ani śladu jakiegokolwiek wilka. Zawiedziony, zwiesza łeb. A gdyby tak podejść bliżej? Rozgląda się z następną kryjówką. Tamto drzewo będzie dobre. Przygotowuje się do skoku…
- Co ty robisz? - słyszy za sobą. Zaskoczony traci równowagę i pada jak długi na ziemię. Wypluwa piach i natychmiast odwraca się w kierunku źródła głosu, w pozycji gotowej do walki. Przed sobą ma młodą wilczycę, na oko w jego wieku. To ona, córka alfy!
- Absolutnie nic. A swoją drogą, co ty TU robisz? To mój teren. – stwierdza śmiało i obnaża kły. Wadera parska śmiechem.
- To nie jest niczyj teren. To tylko puszcza. – rzuca lekceważąco, siadając. Basior traci cały zapał. Więc jako wygnaniec nie ma prawa nawet do swojego własnego terytorium. On nie może przechodzić przez granicę, ale wilki z Watahy Poranka jak najbardziej.
- Wieesz… chodzi o to… bo… - wilczyca wyraźnie chce mu coś powiedzieć, ale nie może wydukać o co jej chodzi. Shatori z czystej ciekawości, porzuca pozycję obronną i siada naprzeciw niej z niemym zainteresowaniem w oczach.
- Przyszłam tu, bo pamiętam cię i… pomyślałam, że moglibyśmy się pobawić… bo w stadzie nie ma wilków równych mi wiekiem… - stwierdza zawstydzona, odwracając wzrok. Wilk jest zaskoczony. Przybył tu w tym samym celu.
- Ja nie mam nic przeciwko. Akurat mi się nudzi. – akceptuje pomysł wadery. – Jak się nazywasz?
- Malia. – mówi, nieśmiało się uśmiechając.
- Shatori, miło mi. – przestawia się wilczek, odwzajemniając uśmiech.


Ach Malia, Malia. Super z niej była koleżanka. I zauważyliście? Przestałem seplenić! Od tamtej pory bawiliśmy się bardzo często. Co prawda musiałem zmyślać najróżniejsze historie mojej matce, dlaczego mnie nie ma w domu i te rzeczy, ale było w porządku.
Oboje dorastaliśmy. To znaczy fizycznie, bo psychicznie ja wciąż byłem szczeniakiem. Niestety ona chyba widziała we mnie kogoś więcej niż tylko przyjaciela. Kiedy byłem już nastolatkiem pełną gębą, ba prawie dorosłym, toć to tydzień dzielił mnie od skończenia półtora roku, postanowiła przedstawić mnie Watasze Poranka, jako swojego chłopaka. Oczywiście musiała mnie naaapraaawdę bardzo długo przekonywać. W końcu uległem. W sumie co miałem do stracenia?

- Malia, ja dalej uważam, że to nie najlepszy pomysł. – mówi Shatori, nieśmiało idąc za rozluźnioną wilczycą. Jest spięty i rozgląda się nerwowo.
- Nie ma się czego bać. Mój ojciec jest bardzo miły i na pewno nic ci nie zrobi. Jesteś moim p… przyjacielem. – stwierdza wadera beztrosko. Oczywiste jest, że chciała powiedzieć „partnerem”. Pysk basiora wykrzywia grymas dezaprobaty.
W końcu dochodzą do siedziby Watahy Poranka. Blader – starszy, silniejszy i jeszcze bardziej pewny siebie, wyleguje się na trawie. Malia wybiega na przód.
- Tato, chciałabym przedstawić ci mojego chłopaka. To jest Shatori. – przedstawia kolegę, odsuwając się, tak aby ojciec mógł go zobaczyć. Alfa leniwie mierzy wilka wzrokiem. Coś mu nie pasuje. To imię… Wszystko staje się jasne, kiedy patrzy prosto w oczy nowoprzybyłego.
- Ty…! – warczy, zrywając się na równe nogi. Syn Sherkana. To właśnie Blader zauważył że Shatori ma takie same oczy jak ojciec. Młody wilk, wycofuje się przestraszony. Nie ma szans w walce z rozjuszonym przywódcą. Zbyt duża różnica wieku, doświadczenia. Nie śmie się odezwać.
- Tato przestań! – krzyczy Malia, stając między ojcem, a przyjacielem. Gniew basiora, kieruje się na nią.
- Ja śmiałaś przyprowadzić tutaj to ścierwo! Wyrzutka! Wygnańca! – wrzeszczy. Kiedyś tymi samymi słowami określał Sherkana, krzycząc na Leirę. Wilczyca kuli się przytłoczona nienawiścią. Shatori nie może i nie potrafi jej pomóc. Ucieka. Blader zbyt późno to zauważa i nie ma szans go dogonić, więc nawet nie próbuje.
- Kiedyś cię dopadnę! A jak dopadnę, to zabiję!


Ach, ten charakterystyczny urok Bladera. Więcej nie widziałem Malii. Groźbę jej ojca wziąłem na poważnie i postanowiłem opuścić rodzinną puszczę. Rodzicom było trochę przykro, byli też na mnie źli, za to że ukrywałem swoją znajomość z córką alfy. Cóż… Dostałem od nich srebrną bransoletę - pamiątkę rodzinną i wyruszyłem podróż. Musiałem jak najbardziej oddalić się od terenów Krainy Światła. W końcu, po kilku tygodniach wędrówki, dotarłem tutaj. I chociaż obecne watahy wilków nie wyglądały na takie, które zmieszają mnie z błotem i będą grozić śmiercią, wolałem tymczasowo osiąść w gronie Samotników. Nie jestem pewien, czy w obecnym stanie potrafiłbym ugiąć łeb przed przywódcą…

Ekwipunek: Talary, srebrna bransoleta na przedniej, lewej łapie.
Charakter: Leniwy lekkoduch. Każda praca jest dla niego męcząca, niezależnie od tego co ma zrobić. Unika odpowiedzialności i odcięcia sobie drogi odwrotu (czyli związania się z kimś/czymś). Raczej optymista z poczuciem humoru. Mimo faktu, że kiedy zostanie mu przydzielone jakieś zadanie będzie narzekał „Dlaczego ja?”, to wywiąże się z niego sumiennie. Towarzyski, choć trochę nieśmiały. Nieco egoistyczny, a odważny tylko wtedy kiedy mu się chce. Nienawidzi dowodzić grupą, ale też nie pasuje mu kiedy ktoś inny to robi. Jeśli chodzi o walkę, to podchodzi do niej niechętnie, ale gdy jest zmuszony do pokazania swoich umiejętności, robi wszystko, aby pojedynek sprawiał mu frajdę. Trochę kłamliwy i co ważniejsze nieufny, ale mimo całej zawiłości swojego charakteru, da się lubić
Wady: Kiedy ktoś go zdenerwuje, jest wredny. Aby dopiec wrogom, potrafi wyciągnąć na światło dzienne ich wszystkie nawet drobne potknięcia. Ma kompleks wyższości. Często, gdy ktoś coś robi, jest przekonany o tym, że on zrobiłby to lepiej.
Coś więcej: Ma awersję do magii. Może dlatego, że nie posiada żadnych nadprzyrodzonych umiejętności i nigdy się z nimi nie spotkał. I ponadto nie cierpi jak jest mu gorąco.
Powrót do góry
Crystal



Dołączył: 23 Lut 2011
Posty: 2620
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Krainy Dzikich Gór.
Płeć: Samica

PostWysłany: Sob 15:02, 30 Lip 2011    Temat postu:

Akcept. Piękna historia.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.wilki1412.fora.pl Strona Główna -> Samotnicy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin